
Dopiero niedawno zakupiłem mój Mały Czołg i tak na prawdę jestem dopiero na etapie poznawania się z nim. Przez "poznawanie" należy rozumieć rozkminianie patentów, które zastosowali w nim poprzedni właściciele. Odebrałem wczoraj auto od [tfu!] mechanika. Było kilka rzeczy do zrobienia - między innymi było do sprawdzenia / naprawy co wywołuje hałas w lewym przednim kole. Odbierając wczoraj samochód dostałem dodatkowo worek z częsciami "które wypadły z piasty" (sic!). Nie dyskutując dłużej (bo już skumałem, że nie mam z kim...) zabrałem sie do domu.
Wspomniane części to oczywiście fragmenty mojego sprzęgiełka. Przyglądając się im zauważyłem patent zastosowany przez poprzedniego właściciela, a mianowicie przyspawanie podkładki pod spręzynę do zębatki (wybaczcie jeśli używam nieprawidłowej terminologii - jeśli ktoś wie jak się te elementy fachowo nazywają to chętnie sie dowiem). Przyczyną zastosowania tekiego rozwiązania było zapewne wcześniejsze uszkodzenie dwóch ząbków podkładki, które odpowiadały za jej unieruchomienie względem zębatki.
Oczywiście spawy te puściły co było powodem hałasu.
Tutaj rodzą mi się pytania:
1. Co sądzicie o takiej domorosłej naprawie? Na mój jakże prosty, chłopski, laicki rozum ma to w sumie sens, tzn. jest w zgodzie z zasadą "Jeśli cos wygląda głupio ale działa, to znaczy że nie jest głupie".
2. Czy można gdzieś dokupić taką podkładkę? Szukałem po internetach ale jakoś nigdzie nie trafiłem - może źle szukałem...?
3. Co lepiej zrobić: wywalić kilka stówek (moja kieszeń mówi "ała!") na kolejne sprzęgi, czy "odświerzyć" patent poprzednika?
4. Czy do czasu naprawy moge w ogóle jeździć? Oczywiście mam na myśli jazdę na 2H.
Ciekaw jestem Waszych opinii...