Relacja
Wycieczka z podziałem na dni wygląda tak:
Dzień 1
"Dojazdówka z przygodami" - wpierw na przejście na Korczową ale co najmniej 3h czekania wiec szybko sprawdzenie
http://www.granica.gov.pl/index_wait.php?p=u&v=pl&k=w i jedziemy na Krościenko. Przyjeżdżamy - przejście jest widoczne, ale stoimy i po 2m, 3m przez 2h dojeżdżamy by w końcu wjechać na UA. Po przejechaniu dość krótkiego odcinka trafiamy na drogę składająca się głównie z dziur
- jak potem się okazało to stan raczej permanentny niż wyjątkowy. Stan podróży więc jedziemy i jedziemy - navi prowadzi nas przez centrum Lwowa - oj trzeba będzie tu wrócić. W końcu docieramy do Żółkwi i ruszamy na miasto. Jest wieczór - fajne ogródki na rynku, gdzie prócz rzecz oczywista piwa można spożyć pieczonego kurczaka zakupionego w sklepie. Miejscowi popijają własny mocny alkohol zagryzając go koperkiem, sałatą lub inną zieleniną.
Dzień 2
"przejazdem przez Grecję"
Rano szybki spacer po mieście - kolegiata św. Wawrzyńca odnowiona sukcesywnie przez Polaków w ramach praktyk dla studentów ASP. Do wozu i ruszamy w trasę. Wpierw zamek w Olesku , potem bokami - o dziwo drogami lepszymi niż te oznaczone jako główne - przez las, który urywa sie niespodziewanie na wprost wspomnianej już Grecji. Kościół/mauzoleum Rzewuskich w Podhorcach robi duże wrażenie - obok pałac mający lata świetności za sobą – niestety smutne
. Następnie chcemy dotrzeć do pomnika pomordowanych w Hucie Pieniackiej, ale zapisana wcześniej pozycja GPS jest niedokładna (grhhh) za to trasa :
https://goo.gl/maps/g7btHE2SGu62 jest piękna, droga przez las , trochę błota, podjazdy generalnie lekki offroad. Piknik w lesie dodaje sił na dalszą podróż. Klasztor i głaz w Podkamieniu są warte zobaczenia. Stąd ruszamy do Zbaraża - ruin już nie ma ale okolica umiejscowienia zamku jest niesamowita. Sam Zbaraż jest przygnębiający – może, że niedzielne popołudnie pusto, latają śmieci, drobne pijaczki snujące się po ulicach nie wiem jakoś dziwnie było. Dzielą nas minuty do noclegu w Tarnopolu.
Auto zostawiamy na wewnętrznym parkingu i na nogach kierujemy się do centrum. Miasto tętni życiem - jemy kolacje w gruzińskiej knajpce i idziemy nad jezioro znajdujące się w ścisłym centrum.
Dzień 3
„zamków nigdy dość”
Zanim wyjechaliśmy smaczne śniadanie w hotelu w sali w iście bizantyjskim stylu. Szybki przejazd do Trembowoli i na zamek nr 1. Potem mkniemy do Bodzanowa - z zamku została baszta i kościół, w którym funkcjonuje szpital psychiatryczny. Podjazd zupełnie boczną drogą wymagał zapięcia reduktora. Teraz do zamku #3 w Sidorowie - tu wielkie zaskoczenie są drogowskazy kierujące do ruin. Wjeżdżamy na zamek, gdzie jemy obiad i nawigujemy w stronę zamku nr 4 w Skale Podolskiej. Szybkie obejście pozostałości i na poszukiwania zamku w Kurdyńcach - w końcu go znajdujemy ale jest na wzgórzu a drogi nie ma albo ją przeoczyliśmy, podziwiamy go z brzegu Zbrucza i w końcu do mety dnia 3 jaką jest Kamieniec Podolski - olbrzymia twierdza przez której środek można przejechać za 10 hrywien. Zostawiamy auto przy hotelu i na skróty idziemy do centrum - warto było oglądamy zamek z nieoczywistej strony. Przechadzka po mieście i znowu bokami na nocleg.
Dzień 4
Po wczorajszej „śmiertelnej” dawce zamków postanawiamy iść za ciosem i odwiedzamy kolejny - twierdzę Chocim. Forteca jest świetna zachowana i utrzymana. Mamy szczęście bo jest rano - turystów w zasadzie nie ma. Dziś w rozkładzie czekają na nas Czernowice, i przejazd do Jaremczego. Czerniowce to piękne miasto i deptakiem w centrum, zadbanymi kamienicami nie tylko od frontu ale i od strony oficyny. Dojeżdzamy do Jarmczego kierując się przez góry drogą szutrowo- asfaltowo-dziurową - widok jednak wynagardza te niedoskonałości nawierzchni. Kolacja w knajpie przy pozostałościach wiaduktu i powrót taryfą do pensjonatu - za 50 hrywien omija nas podejście na górę
Dzień 5
Rano śniadanie wreszcie jest wybór - o dziwo w menu nawet makaron i kotlety mielone ;D . Na dziś przewidziany jest przejazd przez góry - UstMokra i Ruska Mokra faktycznie na drodze oczy chcą wypaść, ale dzielnie jedziemy. W końcu skręcamy na dróżkę na przełecz Prysłup
https://goo.gl/maps/gYJQBvdHWNL2. Droga wije ku górze - z jednej strony urwisko z drugiej zbocze. Wreszcie wjeżdżamy na przełęcz - jest pięknie. I teraz w dół, stromo do Koloczawy - nocleg okazuje się pomyłką - dziękujemy i jedziemy dalej w poszukiwaniu noclegu. W końcu w przydrożnym sklepie mają kimnaty – na miejscu piwo z beczki i robi się miły wieczór.
Dzień 6
Chyba tęskniliśmy za zamkami - tym razem Mukaczewo i Użhorod, gdzie śpimy przed podróżą do domu.
Dzień 7
Rano wstajemy wcześnie w drodze na przejście kawa i wydanie ostatnich hrywien (zostalo mi 11;) . Koszmar powraca czyli granica - znowu idzie, jakby nie mogło - Ukraińcy się uwinęli, ale Słowacy mają czas 2h oczekiwania - dobrze że trzyma poranny chłód , da się wytrzymać.
Szybki przelot przez Słowację i po 7h jesteśmy z powrotem w domu.
Generalnie trzeba tu będzie wrócić - może bardziej w góry i na pewno do Lwowa. Z noclegami pod dachem nie ma problemu, a ich ceny na pewno nie przekroczyły ceny zakupu namiotu
a poranny ciepły prysznic jest bezcenny ...