Ostatnio prawie dostałem zawału, bo już myślałem że napęd mi się nie rozłączy. Chciałbym zdobyć trochę informacji jak do konkretnie działa.
Już opisuję jak wyglądała sytuacja - mam garaż z kanałem u teścia, który jest położony na górce. Trzeba podjechać pod górę i wjechać do garażu. Podjechałem więc na dół na podwórko, zgasiłem auto, pogadałem z teściem, potem poszedłem otworzyć garaż, przy okazji zjebałem się z górki na dół bo jak się okazało po nocy wszystko pozamarzało, lód jak cholera. Dlatego jak wsiadłem do auta, odpaliłem go i wcisnąłem przycisk odpowiedzialny za załączenia napędu. Dźwignię miałem na P. Napęd się załączył, elegancko podjechałem pod oblodzoną górkę (bez reduktora, tylko napęd na 4) i wjechałem do garażu.
W garażu przesunąłem dźwignię skrzyni biegów z D na P. Chciałem rozłączyć napędy przed zgaszeniem silnika. Wciskam przycisk, a tu mruga i mruga i mruga, było słychać po wciśnięciu jak coś na dole pracuje, ale nadal mrugało. Wcisnąłem jeszcze raz - załączył się z powrotem, kontrolka się pali. Próbowałem tak ze trzy razy, nie szło. Wziąłem dźwignię na D, znów próbuję i nic. Myślę sobie - świetnie, teraz mi się jeszcze napędy zjebały na to wszystko. Ale po przesunięciu na R i wciśnięciu przycisku napęd rozłączył się prawidłowo. Kontrolka zgasła i jest gites. Ale mimo wszystko, zacząłem zastanawiać się czy to nie oznacza że coś się tam już pierdzieli?
Dopiero co sprawdzane było całe załączanie napędu przez mechanika, bo mnie to przerosło. Wymienił mi tylko czujnik.