witam koledzy, odświeżam chyba temat no ale:
mam historyjkę dla Was z pierwszego mojego wypadu frotką z kolegami z Podkarpackiej,
Luty, piękna pogoda, przejazd po wzniesieniach w okolicach Dębicy, ze względu na moje 33 koledzy wypuszczają mnie jako pierwsze "zwiad"owcze" auto!
Przejechaliśmy teren leśny, zapada decyzja, że gonimy wzdłuż Wisłoki, nie daleko koryta rzeki, tym razem kolega Bombi26 leci pierwszy. Pod śniegiem koleiny dość głębokie, nie wiedząc o tym za wąskim wąwozem droga rozwidla się, Piotrek kręci w prawo, pod jego kołami pęka lód, ja tuż za nim za mały but, więc koleina ściąga mi lewe a następnie prawe koło i
, auto staje prostopadle do koleiny, raczej w niej!!!!! śnieg, a raczej błoto śniegowe nie ułatwia sprawy, tirfor pomiędzy moim autem a kolegi Adama ściąga jego auto do mnie, trzy froty połączone liną ślizgają i jeżdżą spięte jak koraliki na sznurku, w końcu szarpnieć kilka na długiej linie uwalnia auto z głębokich wyżartych przez koła dołków!!! bez kolegów ani rusz, zaliczyłbym nockę nad rzeką!!!
Morał z tego taki: pierwsze badać teren, drugie dystans jeszcze większy niż zachowałem, trzecie but, czwarte bez Frotkowiczów ani rusz!!!