Moje odczucia z I Rajdu Froty…
Po pierwsze: BAWIŁAM SIĘ ŚWIETNIE pomimo drobnych problemów z instalacją gazową (prawdopodobnie…), pomimo może nie najlepszej – słoneczno-deszczowo-wietrznej pogody, pomimo braku pilota (a potem nawet ich nadmiarze…
; byli prawie jednomyślni… z tym, że jeden mówił w prawo a drugi w lewo – oczywiście rzecz dotyczyła jednego rozjazdu – a propos pozdrawiam Adama i Jacka, przynajmniej wesoło z nimi miałam).
Po drugie: duży szacunek dla kolegi Mirokeza ( pozdrów Ilonkę ), że się nie wściekł i mimo piętrzących się trudności z frekwencją załóg nie olał tematu i nie odwołał całej imprezy mówiąc nam wszystkim, żebyśmy sobie pojeździli gołą
po nieheblowanych deskach…
Po trzecie: sympatyczni, „normalni” organizatorzy ( chociaż normalność jako odczucie czysto subiektywne jest pojęciem względnym… ), którzy dostarczali nam rozlicznych rozrywek w postaci czasówek, zadbali o rozwój umysłowy podczas sprawdzianu z układania klocków dla dzieci do lat 3 (chociaż nie wiem, czy nie przesadzili z optymizmem...
) a także rozwój fizyczny serwując jadło i napoje.
Po czwarte: Bartek i Michał dzięki za ustrojstwo do vvagena oraz towarzystwo w podróżach dalszych i bliższych ( eh nie ma to jak Kraśnik nocą...
).
Po piąte: pozdrawiam wszystkich, którzy wzięli udział w rajdzie a w szczególności: Froterkę, Bruma i Kobziego z załogami, ponieważ większą część drogi spędziliśmy razem, wspólnie męcząc się nad rołdbukiem… (grunt, że wszystkie punkty zaliczyliśmy a że trochę nam zeszło…
)
No cóż… Powiem tylko tyle BYŁO SUPER!!!
A kto nie był niech żałuje… hehe.